Gdy po latach przygotowań, testów i oczekiwań James Webb Space Telescope wreszcie otworzył swoje złote oczy (literalnie – jego powierzchnia lśni w kosmicznej próżni ultracienką powłoką ze złota) na Wszechświat, nikt do końca nie wiedział, co zobaczy. Oczywiście były teorie, modele, nadzieje, symulacje i obliczenia matematyczne, ale prawda jest taka, że nikt nie był gotów na galaktyczne „wow!”, które wybrzmiewa za każdym razem, gdy Webb skieruje swój wzrok na jakąś nową galaktykę, gwiazdę, czarną dziurę czy nawet planetę spoza Układu Słonecznego.
I może najważniejsze – to nie jest po prostu teleskop. To wehikuł czasu i maszyna do przepisywania podręczników do astrofizyki – słowo po słowie, prawo po prawie.
Najdalsze światło – jak blisko początku można zajrzeć?
Jednym z pierwszych i najgłośniejszych odkryć Webba było dostrzeżenie galaktyk, które istniały zaledwie 280 milionów lat po Wielkim Wybuchu, czyli kiedy Wszechświat był w wieku niemowlęcym, a pierwsze ciała niebieskie stawiały nieśmiało kroki na nieboskłonie (diametralnie różnym od tego, który znamy dzisiaj).
Nowa rekordzistka – MoM-z14 – to prawdziwy relikt kosmicznego dzieciństwa. Jej światło podróżowało do nas przez ponad 13,5 miliarda lat. A to oznacza, że patrząc na nią, spoglądamy nie tylko na „coś bardzo daleko”, lecz przede wszystkim na to, jak wyglądał Wszechświat tuż po urodzeniu.
Czerwone potwory i małe czerwone kropki
Webb nie tylko cofa się w czasie – dzięki niemu widzimy rzeczy, których wcześniej nawet nie byliśmy sobie w stanie wyobrazić!
Oto np. „Czerwone Potwory” – galaktyki niemal tak duże jak nasza, ale z okresu, w którym jeszcze nawet nie powinna istnieć taka dojrzałość, co wystawia naszą wiedzę z zakresu fizyki na próbę. Świadczy to bowiem o tym, że starożytne, pierwsze galaktyki potrafiły formować gwiazdy wcześniej, niż świadczyłyby o tym nasze wyliczenia.
Z kolei „Małe Czerwone Kropki” odkryte przez teleskop mogą skrywać młode czarne dziury i aktywne jądra galaktyczne (kwazary), również wbijając kolejne szpilki w nasze modele kosmicznej ewolucji.
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…
Webb nie ogranicza się tylko do galaktyk. Jego spektroskopy są jak chemiczne nosy najlepszych psów gończych – potrafią wywęszyć cząsteczki w atmosferach planet krążących wokół innych gwiazd. Jednym z najbardziej intrygujących przypadków jest K2-18 b – planeta wielkości „super-Ziemi”, oddalona o ok. 120 lat świetlnych (czyli bardzo blisko, biorąc pod uwagę kosmiczne rzędy wielkości). Webb wykrył w jej atmosferze wodę, metan oraz dwutlenek węgla – a to składniki, które mogą sugerować obecność warunków sprzyjających życiu. Co więcej, pojawiły się nawet przesłanki dotyczące obecności dimetylosiarczku (DMS) – związku, który na Ziemi jest produkowany niemal wyłącznie przez organizmy żywe. To jeszcze nie dowód na istnienie życia (bo ewentualne życie mogłoby wyglądać na tej plancie zupełnie inaczej niż u nas), ale z pewnością mocny kandydat do kategorii: „Planety warte bliższego przyjrzenia się”.
Po co to wszystko?
Większości z nas zdjęcia teleskopu Webba najbardziej przydadzą się, by móc ustawić ładne tapety na pulpicie. Ale pozostałym – ciekawym świata i Kosmosu – JWST daje dostęp do fundamentalnych pytań: skąd się wzięliśmy? Dlaczego Wszechświat wygląda tak, a nie inaczej? I czy gdzieś tam – po drugiej stronie galaktycznego ciasta – ktoś nie patrzy właśnie w naszym kierunku?
Webb to więcej niż teleskop. To latarnia na granicy poznania. I wygląda na to, że dopiero zaczyna świecić naprawdę jasno.
Sponsorem Strategicznym Future Frombork Festival 2025 jest Energa
